NFL
Poruszające szczegóły tragedii w Karwicy Mazurskiej. Ojciec ocalał, bo zabrakło dla niego miejsca
Pięcioosobowa rodzina zginęła w potwornym wypadku na przejeździe kolejowym w Karwicy Mazurskiej (woj. warmińsko-mazurskie). Osobowe volvo, którym podróżowali, wjechało pod rozpędzony pociąg. Ojciec dzieci, które zginęły, cudem ocalał. Został w domu, bo zabrakło dla niego miejsca w samochodzie.
Do tragedii doszło w niedzielę, 3 listopada tuż przed godz. 17. Dietmar C. († 63 l.) był doświadczonym kierowcą. W wiosce Piecki, w której mieszkał, mówią, że doskonale radził sobie za kółkiem. Na co dzień pracował w Niemczech. Część czasu spędzał jednak z żoną, synem i wnukami na Mazurach.
Feralnego dnia po godz. 16 Dietmar C. razem z synową, jej matką i dwójką wnucząt wsiedli do osobowego volvo. Zamierzali odwieźć 62-letnią babcię do Kolna, gdzie mieszkała. Mieli do pokonania niecałe 120 km. Niecałe pół godziny później wjechali na przejazd w Karwicy Mazurskiej, oddalony od domu o nieco ponad 30 km. Tam wydarzyła się potworna tragedia. Jak? Dlaczego? Na te pytania nikt nie potrafi sobie odpowiedzieć. Sąsiedzi mówią, że Dietmar C. nie wjechałby na przejazd, nie upewniwszy się, że nie jedzie pociąg.
Rodzina miała do Kolna jeszcze niecałe ok. 90 km. Nigdy tam nie dotarli. Potworna tragedia zebrała śmiertelne żniwo. W samochodzie zginęło dwójka malutkich dzieci – Anna C. (6 l.) i Dietmar C. (3 l.). Razem z nimi śmierć poniosła ich mama, babcia i siedzący za kierownicą dziadek. W domu, we wsi Piecki został tata Oskar. Nie wybrał się w podróż, tylko dlatego, że zabrakło dla niego miejsca w samochodzie.