NFL
Były reprezentant Polski ma nowe życie. Mówi, co się zmieniło
Sponsor akcji:
Otwiera się w nowym oknie
Menu
Strona główna
Oglądaj teraz
nowy sezon 4
Były reprezentant Polski ma nowe życie. Mówi, co się zmieniło
artykuł
Kamil Wolnicki: Na początek turystyka. Gdybym Cię zapytał, gdzie najfajniej pojechać na wakacje, to byłaby Francja, Belgia, Cypr, czy zostajemy w Polsce?
Marcin Żewłakow: Chyba Cypr. Z tych krajów, które odwiedziłem, poleciłbym każdemu Cypr. Ciepło, morze, dobre jedzenie, fajna muzyka i poczucie swobody, bo nie ściagąją regulaminami z każdej strony, jak to ma miejsce czy w Belgii czy we Francji.
A nie myślałeś nigdy o tym, żeby w którymś z tych krajów zostać na stałe, kiedy tam grałeś?
Przez moment tak myślałem, w Belgii, ze względu na dzieci. Jako 34-latek wracałem z Cypru i była propozycja podpisania jeszcze kontraktu na dwa lata w Belgii, tam, gdzie mieszkaliśmy przez osiem lat. Wydaje mi się, że gdyby do tego doszło, to ze względu na dzieci, które wróciłyby do szkoły francuskiej, być może zostalibyśmy tam dłużej. Natomiast koleje losu się trochę pokomplikowały, wróciliśmy do kraju i generalnie cieszę się z tego. Polska to jest chyba ta szerokość geograficzna, gdzie nie odczuwam tęsknoty za niczym. We Francji, na Cyprze, czy w Belgii zawsze mi to troszeczkę towarzyszyło. Wtedy nie potrafiłem sobie wyobrazić, że to jest poczucie tęsknoty, bo cały czas towarzyszyła mi myśl o tym, co będzie, jak skończę karierę. W Polsce tego nie ma, tutaj jestem spokojny. Mam jeden adres, jeden numer telefonu, jedno konto w banku i mam wrażenie, że dzieci już zdążyły się przyzwyczaić do swoich pokojów. Tata nie podpisuje już nowego kontraktu i nie komplikuje wszystkiego. Tutaj odnaleźliśmy trochę stabilizacji i tutaj zapuszczamy korzenie.
W trakcie kariery często myślałeś o tym, co będzie później?
Pojawiają się dzieci i zaczynają się pytania, co zrobić ze szkołą? Zmiana kraju czy klubu, to czasem dla dzieci także zmiana kultury, języka i przyjaciół. Kiedy na to patrzyłem, dzieci trochę przeżywały. Zawsze pierwszy miesiąc w nowym miejscu był chwytający za serce, bo dzieci były trochę przygaszone. Chciałem, żeby odżyły i się zastanawiałem, jak to zrobić. Czasem nie ma co za bardzo do przodu planować, bo zazwyczaj to, na co się przygotowujemy, nie przychodzi. Nie snułem więc dalekosiężnych planów, a raczej żyłem w rocznej perspektywie. Kiedy przyjechaliśmy tutaj, to pewne rzeczy się poukładały, odpowiedzi same się pojawiły.
Bałeś się momentu, w którym przestaniesz grać w piłkę i twoje życie przestanie być uporządkowane?
Nie. Zacząłem grać w piłkę bardzo świadomie. Miałem 10 lat, co w tamtym okresie było przyzwoitym momentem, bo dzisiaj to już jest późno. Teraz 5-latki zaczynają oswajać się z piłką! Ja świadomie zakończyłem karierę i mam wewnętrzną satysfakcję, że nie było dnia od momentu podjęcia tej decyzji, w którym chociaż przez chwilę żałowałbym. Mam poczucie i świadomość, że moja misja dobiegła końca. Są lepsi i szybsi, więc był czas zejść ze sceny.
A dzisiaj hobbystycznie lubisz pograć w piłkę?
Nie. Chętniej obejrzę mecz, czasem porozmawiam, trochę się poprzekomarzam. Znalazłem przyjemność w zupełnie innej dziedzinie sportu i w innym wysiłku. To też pewnie wiąże się z tym, że aby naprawdę zagrać w piłkę, to trzeba się trochę przygotować. Nie można wstać z fotela i zagrać, bo po czterdziestce to się odczuwa w łydce, udzie czy przywodzicielu. I mi zaczęło to trochę dokuczać. Zaczęło mnie krępować to, że kiedy ktoś mnie namówi i dam się zaciągnąć na boisko, to wracam do domu kulejąc. Trochę się tego wstydziłem i uznałem, że trzeba się wziąć za coś innego. Znalazłem padla i ten sport mi organizuje mi aktywne życie sportowe i towarzyskie.
Nasi wspólni znajomi mówią, że całkiem przepadłeś.
To chyba chyba przesadzone! Gram trzy razy w tygodniu. To jest regularność, która nie jest morderczym wysiłkiem. Gramy w gronie amatorów, nie szukamy wielkiego wyczynu czy zawodowstwa. Jest i trochę śmiechu i szydery, trochę rywalizacji, ale czasem wymiany też wymiany poglądów