NFL
Powiedział lekarce o koszmarze, który lęgnie się w jego głowie. Potem to zrobił
Stefan C. (37 l.) z położonej przy granicy z Obwodem Kaliningradzkim wsi Jarzeń (woj.warmińsko-mazurskie) w lipcu ubiegłego roku rzucił się z nożem na swojego ojca Jarosława C. (†63 l.). Zadał mu 10 ciosów. Sąd w Elblągu właśnie wydał decyzję w sprawie przyszłości mężczyzny.
Do dramatu doszło w czasie awantury. Ojciec dzień wcześniej wrócił z Niemiec, gdzie ciężko pracował jako robotnik w gospodarstwie. Raz na trzy miesiące przyjeżdżał do swojego domu odpocząć. Odwiedził go syn. Jak mówili miejscowi znający rodzinę, prawdopodobnie przyjechał po pieniądze. Ojciec został raniony kuchennym nożem w szyję, pierś i brzuch. Nie przeżył ataku.
Stefan od lat leczył się psychiatrycznie — opowiada jeden z mieszkańców wsi. — Dwa tygodnie przed morderstwem zadzwonił do swojej pani doktor. Miał powiedzieć, że czuje się, jakby miał kogoś zabić. Zrobił to, co czuł — dodaje.
Morderca od lat miał problemy ze zdrowiem psychicznym, co jakiś czas trafiał do szpitala. Po podleczeniu i po przepisaniu leków puszczano go do domu. — Rok przed zbrodnią skopał ojca. Tak naprawdę cala wieś się go bała — dodaje sąsiad ze wsi. — Czasami potrafił biegać z młotkiem w ręku, ludzi zaczepiać. Z tego, co wiem, miał listę ludzi do zabicia w wiosce. Ojciec był na pierwszym miejscu, na drugim ciotka — wspomina.